czwartek, 20 stycznia 2011

Faworki.

Faworki mają w sobie coś uzależniającego, w każdym razie dla mnie. Nie mogę sobie odmówić żeby, co chwilka nie podebrać kolejnego z kopczyka na talerzu. Nie są trudne do przygotowania, może jedynie trochę pracochłonne. Patrząc jednak na ich ceny w cukierniach ( czasami przyprawiające o zawrót głowy) warto chwilę przy nich popracować. Te akurat z przepisu pochodzącego ze strony kulinarnych pasjonatów Barbary i Piotra Adamczewskich są według mnie wyśmienite i idealnie kruche.


Składniki:

1 1/2 szklanki przesianej mąki
4 żółtka
1 łyżka cukru
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej lub proszku do pieczenia
1 łyżka octu lub spirytusu
3 - 4 łyżki dobrej, gęstej śmietany
2 kostki smalcu do smażenia
cukier puder do posypania

Zagniatamy wszystkie składniki razem, dodając w miarę potrzeby nieco mniej lub nieco więcej śmietany (zależnie od suchości mąki i wielkości żółtek). Zagniecione, elastyczne ciasto powinno być tłuczone wałkiem do ciasta, kilkakrotnie składane i znów tłuczone - w ten sposób, bowiem wprowadza się pęcherzyki powietrza, dzięki którym faworki pięknie się uformują we wrzącym tłuszczu ( im więcej razy będziemy to robili tym więcej upieczone faworki będą miały cudownych pęcherzyków). Po wybiciu ciasto przykrywamy talerzem, aby nie wyschło i pozostawiamy na 0, 5 h aby odpoczęło. Po tym czasie ciasto dzielimy na części i po kolei każdą z nich jak najcieniej wałkujemy, ( jeśli dobrze je wyrobiliśmy nie będziemy musieli stolnicy podsypywać mąką).Kroimy w paski szerokości ok. 3 cm i długości ok. 8 - 10 cm. W środku każdego robimy wzdłuż nacięcie, przez które przekładamy jeden koniec ciasta, aby utworzył się węzeł. Tak uformowane faworki układałam na silikonowej macie i przykryłam papierowym ręcznikiem, aby nie wyschły przed smażeniem.

W niezbyt głębokim rondlu rozgrzewamy smalec. Sprawdzamy czy tłuszcz jest odpowiednio nagrzany wrzucając kawałeczek ciasta, jeśli szybko wypłynie i zacznie się rumienić - możemy zaczynać smażenie. Nie wolno wkładać faworków do zbyt chłodnego tłuszczu, bo nim nasiąkną. Faworki smażymy po obu stronach, nie dopuszczając do zbytniego przyrumienienia ( przy dobrze, ale nie za mocno nagrzanym smalcu zajmuje to dosłownie kilka sekund). Wyjmujemy na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, aby je odsączyć. Przekładamy na paterę i przez sitko posypujemy cukrem pudrem ( ja to robię dość obficie).

Smacznego :)



Ps. Faworki według mnie najlepiej robi się w miłym towarzystwie, zajmuje to wtedy mniej czasu ( jedna wałkuje i wykrawa, a druga smaży). Tym razem pomógł mi przy nich Tato, który je smażył, no i nie ma to jak męska siła przy wbijaniu w nie powietrza :).

4 komentarze:

  1. kiedy zacznę je chrupać nigdy nie mogę przestać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uwielbiam faworki - i co dziwne, nawet robić, bo to przeplatanie mi się strrasznie podoba :-)
    A jeść to je uwielbiam swoją drogą, aż się to robi niebezpieczne :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe faworki! Dla mnie też muszą być idealnie kruche.I przyznaję,że są uzależniające.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pyszne faworki. U mnie są bardzo lubiane:)

    OdpowiedzUsuń